środa, 25 czerwca 2014

RPA I - Pierwsze wrażenia

 DOLECIAŁEM! Żyję, nie umarłem, samolot nie spadł, nie miałem zawału. Uff... 
 Lot do Frankfurtu, przesiadka, potem do Johannesburga, do RPA. Dałem radę, chociaż było czasem piekielnie niewygodnie. No, ale mówi się trudno i płynie się dalej! Pierwsze kilka dni spędzam u babci, w Pretorii, a niedługo polecę do Cape Town, gdzie będę mieszkał ze zwariowanymi ludźmi i chodził do szkoły. W tym poście opiszę pierwsze dni w Republice Południowej Afryki i napisze co nieco o moim blogowaniu tutaj. Zapraszam!

 Leciałem w sumie dwa razy. Najpierw z Warszawy do Frankfurtu, ale nie było to za bardzo interesujące. Ot, zwykły lot, część przespałem, część przeczytałem. Na lotnisku w Niemczech miałem półtorej godziny na ogarnięcie się i znalezienie "gejtu", ale dałem radę. Najlepsza była do niego kolejka. Oczywiście długa, bo tworzyła się już 15 minut przed wpuszczaniem, a gdy otworzyli bramki to ludzie pchali się, dosłownie, jak bydło. Nie wiem czy dla pierwszych dziesięciu osób, był zwrot kosztów biletów, ale tłum gnał niczym wygłodniałe hieny na kawałem starego mięsa. Tak było. Ale najgorsze było to, że nie lecieli tam na złamanie karku tylko ludzie z kolejki, ale też z poza niej, przez co wszyscy na siebie krzyczeli. Po angielsku, po niemiecku, po włosku, po hebrajsku, po łacinie, po elficku... Ogólnie był wielki ludzko-językowy chaos. 

 Samolot, którym leciałem do Johannesburga był bardzo przyjemny i ładny. Przed siedzeniami miałem telewizorki z dotykowymi ekranami. Co z tego, że się bardzo zacinały, po pół godzinie klikania na ikonę "movies", w końcu udało mi się wybrać to co chciałem. Ciekawe było to, że były tam stosunkowo nowe filmy, które przed chwilą wychodziły na DVD. Ja sobie pozwoliłem na tę chwilę przyjemności i zarazem katorgi, i obejrzałem Hobbita: Pustkowie Smauga. Ale hola, hola, nie to było najlepszą atrakcją w samolocie do RPA. Był nią Afroamerykanin (i to nie jest rasistowski żart), który siedział obok mnie. Ogólnie dużo z nim gadałem, a miał na oko 40 lat. Był bardzo miły, pocieszny i ciągle głodny. Podzieliłem się z nim moimi Polskimi Parówkami, obiadem i śniadaniem. A on się chciał podzielić czymś innym... Czuje szturchnięcie, budzę się, środek nocy. Pokładowe światła oświetlają mi przyjazną twarz sąsiada, który w jednej ręce trzyma dwa plastikowe kubeczki, a w drugiej nieotwartą butelkę Whiskey. Ja od razu w przytłumiony śmiech wpadłem, a on ciii... Mówię mu, że nie można w samolocie tego otwierać, on na to, że to jego picie, i że on może. Oczywiście odmówiłem picia, ale i tak sam sobie nalał i narzekał, że gorzkie. 

 Pierwsze danie, które zjadłem u mojej babci, to były kanapki. Wiem, wiem, nic nadzwyczajnego, za to druga potrawa, na kolację, była wręcz wykwintna! Kluski, smażony melon i mięso ze strusia! Nie no, niebo w gębie. Serio, serio! Struś smakował jak normalny wołowy stek, a melon, jak melon. Ale już mogę się pochwalić, że jadłem strusia! Czy to nie wspaniałe?! Napisze to w CV! Jutro czas na owoce kaktusa, jeszcze chciałem spróbować krokodyla! 

 A widoki! Uaa! Po prostu nieziemskie! Palmy w ogrodzie, strumyczki, góry! A do tego piekielnie dobra pogoda, ciepło, przytulnie i przepięknie. Żyć nie umierać! Miałem przechadzkę z psami mojej babi (dokładnie trzema: husky, rottweiler i collie rescue), po okolicy. Każdy tutaj ma psy! Wielkie i małe, chyba tutaj jest każda rasa... Za to ludzie bardzo mili. Wszyscy czarni, nie spotkałem żadnego białego przechodnia.

 Dowiedziałem się, że Wi-Fi będę miał przez całe wakacje, więc posty będę starał się wrzucać co tydzień. O tym co tam robię, co się dzieje. Razem z tekstem, zdjęcia obowiązkowo. Na razie Was żegnam, do zobaczenia za kilka dni! 

Taki tam widok z okna :D
Pretoria o poranku








Ezoteryczny Byt

2 komentarze:

  1. W zajebiste miejsce Cię wywiało ;-; Podrzuć więcej zdjęć okolicy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jutro porobię zdjęcia okolicy i zaktualizuje post :D

    OdpowiedzUsuń