DOLECIAŁEM! Żyję, nie umarłem, samolot nie spadł, nie miałem zawału. Uff...
Lot do Frankfurtu, przesiadka, potem do Johannesburga, do RPA. Dałem radę, chociaż było czasem piekielnie niewygodnie. No, ale mówi się trudno i płynie się dalej! Pierwsze kilka dni spędzam u babci, w Pretorii, a niedługo polecę do Cape Town, gdzie będę mieszkał ze zwariowanymi ludźmi i chodził do szkoły. W tym poście opiszę pierwsze dni w Republice Południowej Afryki i napisze co nieco o moim blogowaniu tutaj. Zapraszam!