Dwa tygodnie temu miałem możliwość przeprowadzenia wywiadu z panią Joanną Kołaczkowską. W sumie to było przypadkiem, bo spotkałem ją w czerwcu, chwilę przed moim wyjazdem do Afryki, jak odbierałem visę. Od razu rozpoznałem głos i zacząłem krzyczeć na ulicy, potem było standardowe: dzień dobry i miłego dnia. Tego samego dnia wieczorem napisałem do niej wiadomość:
Witam Pani Joanno,
Wątpię, że mnie pani poznaje, ale to ten, który dzisiaj nie mógł uwierzyć, że panią spotkał na żywo w Warszawie. Już nie będę wspominał, że jestem fanem, bo gdybym nie był, to bym nie pisał. Ale do czego zmierzam. Chodzę do II klasy LO, zaraz idę do III, u mnie w szkole jest takie coś jak Gazetka Szkolna. Czy dałaby się pani namówić na przeprowadzenie wywiadu do niej? Ale zaraz, zaraz, wiem, że teraz nie ma szans bo występy i trasy, ale ja też go nie mam. Piszę teraz, żeby pani mnie nie zapomniała, a chodzi mi o luźny termin września. Jak pani się odnosi do tej propozycji?
Pozdrawiam.
Joanna
Kołaczkowska
- polska aktorka i autorka tekstów kabaretowych, realizatorka niezależnej wytwórni filmowej A'YoY. Aktualnie związana z kabaretem Hrabi, ale jest znana także z kabaretu Potem –
klasyki polskiej sceny rozrywkowej oraz improwizowanego programu Spadkobiercy. Rozmowę z artystką
przeprowadził Konrad Mrozik.
Konrad
Mrozik:
Wiem, że pierwsze pytanie będzie sztampowe i
raczej oczywiste, ale muszę je zadać: jak zaczęła się ta cała kabaretowa
przygoda?
Joanna
Kołaczkowska:
Ech, już tyle razy to opowiadałam.
KM: Wiem, że na
początku był kabaret Drugi Garnitur,
następnie Potem, ale mi raczej chodzi
o początek szczegółowy, dlaczego właśnie kabaret?
JK: W 1988 roku
skończyłam studia pedagogiczne. Wtedy właśnie z Adamem Nowakiem, który mnie na to namówił, poszłam na casting do
kabaretu Drugi Garnitur. To miało być
tylko zabawą, nie sądziłam jak bardzo to zmieni moje życie. Wystąpiłam przed
jury, kazali mi wyrecytować wiersz, wyrecytowałam, a jury opadły szczęki.
Zaczęli mi pochlebiać, a ja nie wiedziałam dlaczego, i od razu powiedzieli, że
biorą mnie do kabaretu. W Drugim
Garniturze byłam rok, aż do jego rozwiązania. Mieliśmy wtedy skecze oparte
głównie na poezji socrealistycznej, o fabrykach, robotnikach. W 1989 roku DG się rozpadł, ale na jego miejsce w
moje życie wskoczył - sławny dziś - kabaret
Potem. Aż dziesięć lat, bo do 1999 roku występowaliśmy na scenie, ale
ludzie pytają dlaczego rozwiązaliśmy naszą działalność tak nagle. Ideą Władka Sikory, naszego lidera, było
rozwiązanie kabaretu w czasach jego świetności i tak też zrobiliśmy. Następnie
miałam trzy lata przerwy na swoje życie osobiste, bo już kilka tygodni po
ostatnim występie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Gdy Hania już przyszła na świat i miałam trochę czasu na odpoczynek, Darek Kamys, z którym grałam w
kabarecie Potem, przyszedł do mnie z
nowym pomysłem na kabaret. Miałam na początku lęk przed porównywaniem nowego
kabaretu ze starym, bo wiedziałam, że Potem
odniósł sukces. Ale w końcu się zgodziłam, pod jednym warunkiem: miało być
kameralnie. Granie tylko w mieście, żeby nikt nas nie zobaczył. Ale wyszło jak
wyszło.
KM: Jakie to uczucie, gdy należało się (i należy
się obecnie) do jednych z najlepszych polskich kabaretów?
JK: Myślę o
tym, oczywiście, ale nie pławię się w sławie. Najważniejsza dla mnie jest
praca, praca i jeszcze raz praca. Wiem do czego dążę, do czego dążymy jako
grupa. Nie zatrzymujemy się nad tym czy jesteśmy dobrzy, czy może najlepsi, po
prostu wkładamy w kabaret Hrabi serce i ogromny wysiłek. Najlepiej jak
potrafimy. Mamy świadomość jak jesteśmy postrzegani, ale właśnie w ten sposób spełniamy
nasze marzenia.
KM: Czy często ludzie zaczepiają panią na ulicy?
Czy piszą maile, wiadomości o tym, że są fanami?
JK: Często
spotykam ludzi, którzy mówią po prostu ‘dzień dobry’, pozdrawiają, uśmiechają
się, ogólnie są życzliwi. Czasem proszą o autograf, lub wspólne zdjęcie, jest
mi niezmiernie miło z tego powodu oczywiście. Ale jeszcze nikt mi nie
powiedział: jest pani słaba, lub coś w tym rodzaju. Oczywiście mam nadzieję, że
do czegoś takiego nigdy nie dojdzie. Ale taki jest problem z kabaretami. Spora
część ludzi traktuje to jak wygłupy, poza tym jest cała masa ludzi, którzy nie
mają poczucia humoru. Nie można powiedzieć, że to coś złego, trzeba to tylko zaakceptować.
KM: Co pani
sądzi o nowo powstałych kabaretach? Czy ma to sens w dzisiejszych czasach,
zważając na to, że ciężko jest się wybić i tak wiele kabaretów już powstało?
JK: Sądzę, że
to ma sens. Jeżeli ludzie chcą coś przekazać, coś powiedzieć, niech próbują i
tworzą. To właśnie ma sens, kiedy wychodzi od młodych ludzi. Z perspektywy
doświadczenia wiem, że w pierwszym roku działalności, ponad 50% kabaretów się
rozpada. Jak już ktoś chce założyć kabaret, lepiej to zrobić w czasie
studenckim, bliżej tego stabilnego życiowo. Ale przyznaję, że trudno się wybić.
Obecnie trzeba mieć ogromną charyzmę, talent, osobowość. Trzeba mieć też
pomysł, jakiś nowy i świeży, coś oryginalnego i innego. Taki pomysł miał
kabaret Ani mru mru, to co oni
robili, to było coś nowego w Polsce.
KM: Dariusz ‘Kamol’ Kamys w jednym z
wywiadów powiedział: „Aśka Kołaczkowska ma coś takiego jak
nadświadomość. Ona mogłaby absolutnie płynnie robić wszystko. Aśka stosuje
celowe środki wyrazów, zapowietrza się, niby się przejęzycza, po to, aby widz
miał tę pewność, że improwizuje.” Wiem, że
powiedział to w kontekście Spadkobierców,
ale czy odnosi się to też do kabaretu?
JK: Przyznaję,
że czasem wykorzystuję tę technikę i to dość celowo. Wszystko jest dla widza.
Czasem na scenie coś zaimprowizujemy, i to będzie śmieszne tylko raz, jak żarty
sytuacyjne. Ale są też takie skecze, w których scenariusz ma tylko początek i
koniec, a resztę improwizujemy na scenie, są też żarty, które po prostu lepiej
się przyjmą pokazywane za pomocą tej techniki. Chodzi o to, żeby te techniki
wykorzystywać sprytnie i mądrze.
KM: Jak wygląda
pisanie tekstów do skeczy. Kto za tym stoi?
JK: Teksty
piszemy i razem i osobno. Czasem ja początek, a Kamol koniec, czasem na odwrót. Często jest tak, że ja wymyślam
piosenkę, zapisuję jej ideę, a Kamol ją poprawia stylistycznie. Często mam tak,
że pomysły na krótkie scenki mi przychodzą niespodziewanie, wtedy je szybko
nagrywam na dyktafon. Często jest tak, że mamy skecz zrobiony trochę z pomysłów
i trochę z improwizacji, i szlifujemy go przez kilka występów. Raz nie mieliśmy
puenty do skeczu przez kilka miesięcy, a tu nagle na jednej próbie zapytałam: A
gdybym ja powiedziała to? A potem to? – no i puenta się pojawiła. Mamy kilku autorów
tekstów, bardzo pomaga nam Władek Sikora.
KM: Czy jest
kabaretowa cenzura? O czym pani by nigdy nie żartowała?
JK: Każdy
kabaret ma swoje granice. Naszymi są: kościół, polityka, nazwiska. Nigdy nie
żerujemy na czyimś nieszczęściu, na publicystyce i polityce, zero satyry. Nie
lubimy spraw kościoła, molestowania, maltretowania drugich ludzi, gnębienia
dzieci. Wielu artystów nie ma hamulców, żeby takie tematy poruszać, ale nam się
to w głowie nie mieści. Fajnie jest odwoływać się do haseł, które wszyscy znają
i zrozumieją, ale to jest banalne i proste. Staramy się, żeby nasze skecze były
ponadczasowe i uniwersalne, gdzie nie poruszamy popularnych na ten czas tematów
z pierwszych stron gazet i tabloidów. Gender, księża pedofile – dużo tego jest.
Tak dużo jest kabaretów w Polsce, które takie tematy poruszają, że jak się
trafi jeden Hrabi, który jest inny,
to z całą pewnością jest korzystne.
KM: Ostatnie
pytanie, które mnie bardzo nurtuje: dlaczego kabaret? Dlaczego właśnie kabaret,
a nie komedie w teatrach czy stand-upy?
JK: Komedie w
teatrach zawsze! Zawsze marzyłam o graniu w teatrze. Nie stand-up, bo teraz
wszyscy się za to zabierają, a ja po prostu nie chcę. Żeby być mimem, trzeba
poświęć masę lat na warsztat, tak samo żeby być dobrym stand-uperem. Nie mam
takiej potrzeby żeby próbować. Jak się za coś zabieram, to chcę żeby to był
wulkan, torpeda, nie że sobie popróbuję. Kabaret tak, teatr tak. Może jakiś
film kiedyś…
KM: I z tą miłą
puentą zakończymy nasz wywiad. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że się pani na to
zgodziła, bardzo miło mi się rozmawiało. Życzę powodzenia w teatrze i na
występach kabaretu Hrabi!
JK: Mi z kolei
jest bardzo miło, że poprosiłeś o wywiad! Dziękuję!
Joanna Kołaczkowska, fot. Anna Majer
Ezoteryczny Byt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz